,

TYLKO TĘSKNOTA WCIĄŻ TAKA OGROMNA

Adwent, to wyjątkowy czas, który uczy nas czekania. Czekania na Boże Narodzenie; na koniec świata, kiedy Jezus przyjdzie w swej potędze zabrać do siebie wiernych miłości; na narodziny Jezusa w jakiejś sprawie naszego życia…

Co roku z wielką radością rozpoczynam Adwent. Bardzo lubię uczestniczyć w Roratach o poranku, ale również w tych dla dzieci po południu. Wybieram zawsze najdogodniejszą godzinę, aby każdego dnia być na Mszy świętej ku czci Matki Bożej. Odliczam zapalane świece na wieńcu adwentowym i dni do pięknych Świąt. Szykuję swoje serce na spotkanie z maleńkim Jezusem. I tak niezmiennie przez wiele lat.

Tak miało być również i w zeszłym roku. Pierwsza niedziela Adwentu – wtedy to był jeszcze listopad – i pierwsza świeca na wieńcu… Odliczanie rozpoczęte…

Jednak Adwent AD 2022 nie był taki jak zawsze… Nie był radosny, nie chciałam odliczać dni do Świąt…

Pierwszy poniedziałek Adwentu zatrzymał moje życie na wiele dni, a może nawet tygodni.

Gdy myślami byłam już na Roratach dla dzieci, na których miały być także listopadowe wypominki za zmarłych - serce mojego Taty zatrzymało się. Został nagle powołany przed majestat Najwyższego. Nie mogłam w to uwierzyć. Nie
chorował i czuł się dobrze. Miał wiele planów i tyle rzeczy do zrobienia. A jednak Bóg zaprosił go do zdania relacji
ze swojego życia.

Ogromnie trudny był to dla mnie Adwent. Smutny i ciężki. Nie potrafiłam cieszyć się nadchodzącymi Świętami. Nie odliczałam świec w wieńcu adwentowym. Miałam ochotę przespać ten czas, nie myśleć i nie czuć bólu. Bałam się Świąt
i spotkania przy wigilijnym stole.

Bardzo w tym czasie pomogła mi bliskość Pana Jezus w Eucharystii, w Komunii świętej. Każdą z nich ofiarowałam za Tatę.
Z ogromną ufnością, że jeśli zabrakło mu trochę do świętości, to tylko modlitwa może pomóc mu w dostaniu się do nieba.

Ten trudny Adwent uświadomił mi, że naprawdę nie znamy dnia ani godziny, że każdego dnia powinniśmy być przygotowani na spotkanie ze Stwórcą. Nasze życie jest takie kruche. Gonimy, biegamy, szukamy czegoś na tym świecie i nie mamy czasu na częstsze odwiedziny, rozmowy i spotkania. Jednego dnia jesteśmy, chodzimy, wykonujemy
wszystkie swoje zajęcia, a drugiego już nas nie ma. Zostawiamy wszystko, za czym tak mocno goniliśmy na tym świecie.
Wszystkie sprawy, dobra i niedokończone zajęcia. Przechodząc na drugą stronę tylko z tym, co uczyniliśmy dla innych.
Z naręczem dobrych uczynków, słów i gestów wobec bliźnich.

Pan Bóg dopuszcza w naszym życiu takie trudne i bolesne wydarzenia, ale nie zostawia nas z tym samych. Jest z nami, wspiera i umacnia. Dźwiga ten trud razem z każdym z nas.

Dziś, gdy od tamtego pierwszego adwentowego poniedziałku minął już rok i dwa tygodnie - mój ból jest mniejszy, łatwiejszy do zniesienia, mniej płynie łez, tylko tęsknota wciąż taka ogromna…



es

do góry